niedziela, 24 maja 2015

Znalezione w sieci

Dostałem od kolegi, krąży po internecie, autor nieznany. W pełni oddaje tamte "zamierzchłe" czasy.


 

Manifest dojrzałego człowieka!

 Świat, droga młodzieży, wyglądał kiedyś nieco inaczej.

Nie budziła nas, dzisiejszych sześćdziesięciolatków

czy siedemdziesięciolatków, telewizja śniadaniowa,

przez co nie wiedzieliśmy o istnieniu

otyłych karlic akrobatek, Chipindels'ów

i kotów, które mówią brajlem.

Budził nas sowiecki budzik, który za nic w świecie

nie chciał chodzić tak, jak mu hejnał z wieży mariackiej kazał.

A jednak zdążaliśmy do szkoły.

Na śniadanie jedliśmy kanapki z pasztetową,

na święta szynkę, która psuła się po dwóch dniach.

Sery były jeśli były dwa: żółty i biały.

Nazwy były równie umowne, jak ich ceny i kolory.

Nikt nie jadał lunchu.

Były drugie śniadania

kanapki starannie zapakowane przez mamy w papier śniadaniowy,

który poddawano domowemu recyklingowi

i jeśli się nie ubrudził, wykorzystywano go ponownie.

Jadano też obiady: ziemniaki, tłuste sosy, kotlety.

Mało warzyw i ryb.

Na kluski mówiliśmy makaron, nie pasta,

bo pastą smarowaliśmy chleb lub czyściliśmy buty.

Nikt nie znał słowa cholesterol i jadł tyle jajek,

ile chciał, a jednak nie umieraliśmy masowo na serce.

Nauczyciel, który potrafił przylać linijką

lub połamać wskaźnik na niejednej pupie,

kazał nam wkuwać mnóstwo definicji i wzorów,

nękał klasówkami i straszył widmem powtarzania klasy.

Mimo to nie mieliśmy jakiejś nadzwyczajnej traumy.

Szczerze mówiąc nie znaliśmy tego słowa

ani nie byliśmy pod opieką terapeuty.

Nie uczyliśmy się angielskiego i nie chodziliśmy na balet.

Żeby umówić się z kumplami na piłkę,

nie dzwoniliśmy do nich wcześniej,

tylko wpadaliśmy po nich do mieszkania

albo darliśmy się pod oknami, żeby wyszli.

Nie zabraniał nam tego nikt z TVN Style.

W owych czasach papier toaletowy

występował głównie w parówkach i mortadeli,

a proszek do prania prał ciuchy białe i kolorowe,

Jeśli prał.

Nie było kremów na dzień, na noc, na zimę i lato.

Była nivea.

Mimo to nie cuchnęliśmy

ani nie padaliśmy na dyzenterię.

Byliśmy niemodnie ubrani,

a jednak udawało nam się umówić z dziewczynami,

które nie wymawiając, też nie wiedziały, kto to Jaga Hupało.

Nasi starzy nie dzwonili do nas na komórki

i nigdy nie wiedzieli, gdzie naprawdę jesteśmy.

Nie odwozili ani nie doprowadzali nas do szkół,

odkąd skończyliśmy siedem lat.

Jakimś cudem oni nie zeszli na serce,

a my nie padliśmy ofiarą pedofilii

ani seryjnych morderców,

a na źle oznakowanych przejściach dla pieszych

nie rozjechały nas samochody.

A przecież jakieś jednak jeździły.

Nie robiliśmy sobie zdjęć do Naszej-klasy

spod opery w Sydney ani spod piramid.

Jeździliśmy na kolonie i obozy,

zrzucaliśmy się na oranżadę w woreczku i ciastka.

Nie wiedzieliśmy, co to taniec z gwiazdami,

Tusk, Komorowski, gender i prawa zwierząt.

My, sześćdziesięciolatki przeżyliśmy piekło.

Dlatego żądam dla nas wszystkich ekstra renty inwalidzkiej drugiej grupy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz