czwartek, 15 października 2015

Marsjanin w 3D

Ridley Scott, markowy Anglik z wielkim dorobkiem. Nie młody(ur. 1937), ale bardzo sprawny reżyser. Moje przygody z nim, to najpierw szokujący Obcy - ósmy pasażer Nostrormo (1978) z osamotnioną w kosmosie Sigourney Weaver. Potem Łowca Androidów(1982) z Harrisonem Fordem, oglądanym z kasety, następnie lata świetlne dalej, perfekcyjny Gladiator(2000) z ulubionym aktorem reżysera, Australijczykiem Russelem Crowe(świetna również muzyka!). W dorobku ma jeszcze wiele, wiele innych produkcji, ale pozostanę przy tych, moim zdaniem najlepszych.
Marsjaninem, Scott jak za najlepszych swoich filmów, powraca do tematyki SF, co prawda niezbyt odległej, bo podróże na Marsa to niedaleka przyszłość, dlatego więcej w nim realnej techniki niż naukowej fikcji, ale mimo to znowu przenosimy się w kosmos i ponownie dotykamy nieznanego. Film sprawny technicznie, koniecznie do obejrzenia w wersji 3D! Jak na współczesne standardy, okropnie długi, ponad 140 minut nie doliczając obowiązkowych przed seansowych reklam. Fabuła wydumana(scenariusz na podstawie powieści) i w sumie sprowadzająca się do starej dobrej hollywoodzkiej szkoły. Samotny i pozbawiony nadziei traper-osadnik walczący o przeżycie w bardzo nieprzyjaznych warunkach. Historyjka opowiedziana sprawnie, czyli bez efektu uciążliwości fotela kinowego(mimo ponad dwóch godzin siedzenia nic mnie nie uwierało i rzadko zmieniałem siedzącą pozycję). Muzyka, okropna, bo zmuszająca bohatera(Matt Damon) do słuchania najgorszych kawałków z lat 70. i 80.(no może z jednym wyjątkiem, ABBY). Zresztą tych melodii nie cierpiał również główny bohater, ale nie miał wyjścia. Efektowność widoków, w tym przypadku, horyzontów marsjańskich, kosmosu i statków kosmicznych, czyli to czego oczekujemy od filmów w 3D gorsza niż w Grawitacji. Chociaż w wersji fabularnej o wiele bardziej interesująca i ciekawiej opowiedziana. Podsumowując, film nie powala, na małym ekranie telewizora na pewno będzie zbyt długi, więc do kina pójść warto!

PS. Jeszcze dwie uwagi, po pierwsze zupełnie nieuzasadniony ukłon w stronę chińskiej (raczkującej przecież)kosmonautyki. Do niedawna w roli współeksploratorów kosmosu występowali Ruscy, ale cóż czasy mamy inne. Druga bardziej przyziemna sprawa, w filmie bardzo ważną wręcz kluczową rolę odgrywa pewne warzywo. Mam poważne wątpliwości, co do jego wartości odżywczych. Czyżby hodowcy tegoż, współfinansowali film? Zapewne!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz